czwartek, 16 września 2010

No to jestem w Sierra Leone!:)

Przyleciałam w piątek. Odebrał mnie sam Biskup. I od razu rzucono mnie na głęboką wodę bo kolejne 2 dni spędziłam na lokalnej parafii(św. Józefa w Lungi) czyli sami czarnoskórzy księża! Warunki afrykańskie :) Księża bardzo życzliwi i tacy beztroscy:) Ale bardzo dbali o mnie! Biskup miał tu 2 bierzmowania i odwiedzał lokalne wioski i oczywiście zabierał mnie wszędzie ze sobą. Tutaj jest naprawdę biednie. Ludzie mieszkają w prymitywnych warunkach, ale każdy ma oczywiście komórkę!:) ­­Bez wątpienia byłam zjawiskiem dla wszystkich. Wszyscy krzyczeli „opporto”- biały człowiek, na mój widok, a dzieci podbiegają i chcą oczywiście dotknąć.
Byliśmy na bierzmowaniu u Ksawerianów(włosi) i Salejzanów(międzynarodowo).Na Mszy dużo tańców i rytmów:) Oczywiście wszędzie później pyszny obiad:)
 W niedzielę dotarliśmy do Makeni. Jest tu pięknie!!!Mieszkam przez miesiąc(może dłużej) u stóp góry w domu rekolekcyjnym/konferencyjnym Mari Goeretti. Mam kucharza! –Józef. Ponieważ mieszkam teraz daleko od kurii tj. biura, to przyjeżdża po mnie kierowca.  O żadnej adaptacji nie ma mowy, ja już normalnie pracuję! Wczoraj mimo mojej choroby żołądkowej ściągnęli mnie na godzinę do pracy bo trzeba było wysłać dokumenty do Włoch via mail. Tutaj mało kto potrafi np. dołączyć pliki do maila czy użyć dobrze skanera. Więc faktycznie moja pomoc się przydaję. Jednak dla mnie to też jest wyzwanie, bo sprzęt i internet jest bardzo kiepski. Do pracy więc przychodzę już z własnym laptopem i mogę działać:) Mam asystenta Petera, dużo mi pomaga(uczy mnie), a przede wszystkim jest moim przewodnikiem tutaj. Dobrze nam się pracuje razem. Dołączam się też   do grupy Foccolari.
Generalnie jak ktoś chce to może tu zrobić bardzo wiele np. poprowadzić kurs komputerowy. Potrzeby są tu ogromne!
Niesamowite jest to jak Pan Bóg to wszystko prowadzi! Niczego mi nie brakuje. I wszystko przyjmuję ze spokojem. Naprawdę kto zaufa Panu ten stokroć więcej otrzymuje! Bałam się przed wyjazdem, że nikt się mną nie zajmie na początku, a tu Biskup naprawdę zadbał o każdy szczegół. W ogóle, to bardzo dobry człowiek z niego i ma ogromne poczucie humoru : )))
Ludzie zaś tu są bardzo życzliwi i otwarci! Pełno dzieciaków!:) I jest tu potrzebna ewangelizacja bo islam rośnie tu w siłę coraz bardziej.
Poznaję już też powoli więcej „Opporto” czyli białych ludzi. Spotykają się oni we wtorki i czwartki. Dziś mój sąsiad Louis( z Meksyku) mam mnie wszystkim przedstawić.
Cieszę się, że tu jestem i widzę, że mam tu być:)
Musze się tylko jeszcze min.przyzwyczaić do mężczyzn trzymających się za rękę  i półnagich kobiet, ale myślę, że przywyknę  : )))No i ten brud, oni tu nie sprzątają. Wyobraźcie sobie łazienkę nie sprzątaną od nowości! I tak właśnie moja wyglądała. Ale to nie znaczy oczywiście, że nie dbają tu o siebie. Po prostu nie przywiązują wagi do warunków mieszkaniowych. Ale to nic w porównaniu do tego jak tu jest pięknie i w ogóle ta atmosfera tutaj!:)
Oczywiście mam ogromne problemy żołądkowe, każdy posiłek odchorowuje. Mam nadzieję, że będzie lepiej.
Proszę o modlitwę i zapewniam ze swojej strony
Kate
Już oficjalnie Secretary of the Bishop : )

2 komentarze:

  1. Kasiu- odnalazłem Twój blog, czyli kronikę misjonarki afrykańskiej. Cieszę się dobrymi wieściami. Adres blogu przesłałem biskupowi Henrykowi. Wspieramy Cię modlitwą.Dziś u nas piękny dzień, słońce świeci jak w wakacje, ale za chwile może padać deszcz - wiatr wieje tam gdzie chce. Za dwie godziny mamy Eucharystię i ślub wspólnotowy: Basia i Andrzej.
    Banedykt XVI powiedział: "Abyśmy w świecie spragnionym wartości duchowych stawali się źródłem żywej wody".
    God bless you.
    ks. Roman

    OdpowiedzUsuń
  2. Kasiu, dopiero weszłam na Twój blog. Wspaniale, że opisujesz swoją pracę. Podziwiam Cię za odwagę pojechania na misję i za wytrwałość w pracy. Będę trzymać za Ciebie kciuki!

    OdpowiedzUsuń